niedziela, 4 listopada 2012

Renesans czarnej płyty


Słowem wstępu.
Minęło sporo czasu - całe wakacje i zamiast ciepłych, długich dni, mamy zimne długie wieczory. Dlatego postanowiłem wskrzesić tego bloga i przeprosić za tak wielką przerwę. Ostatnimi czasy dzieje się zbyt wiele, żeby przejść obok tego bez komentarza.

Do rzeczy.
Nie odkryje Ameryki twierdząc, że płyty analogowe przeżywają drugą młodość i są odkrywane przez coraz większą rzeszę fanów muzyki. Nic nowego, obserwujemy to od kilku lat. Do tej pory było to zjawisko raczej jednostronne. Audiofile, tradycjonaliści, hipsterzy i inni, z różnych pobudek sięgali po longplaye. Znajdowali je głównie na rynku wtórnym, lub dostawiali od starszych członków rodziny (ew. sąsiadów jak Gotye). Oczywiście, bardzo często można też nabyć nowe albumy zachodnich artystów na vinylach. Mimo to, rynek ten jest zmarginalizowany od dawna. Do tego stopnia, że prawie nikt z naszych rodzimych artystów nie wydawał w tej formie muzyki. Sytuacja się jednak zmienia.

Zmiany.
Jakie są symptomy tych zmian? Przede wszystkim coraz większe zainteresowanie artystów i wydawców tą formą dystrybucji muzyki. Znamienny jest fakt, że grupa Myslovitz, która tworzy i wydaję muzykę od niemal 20 lat wydała tylko jeden album na vinyu - "Nieważne jak wysoko jesteśmy..." z 2011 roku.

Jednak bardziej moją uwagę przykuła inna sprawa. Red Hot Chilli Peppers od jakiegoś czasu wydaje 7" single z "odrzutami" z sesji nagraniowej "I'm With You". W sumie ukaże się ich 9. Ciekawe jest to, że te utwory można kupić również w formie mp3-ek, ale nie na CD. Podobną strategię wybrał inny amerykański zespół - My Chemical Romance. Okazuje się, że zespół w trakcie prac nad nowym materiałem w 2009 roku nagrał dwa, zupełnie różne albumy. Jednak z pierwszego był na tyle niezadowolony, że postanowił schować go "do szuflady", a wydać drugi pt. "Danger Days" Teraz, po kilku latach zespół postanowił wydać ten materiał, ale już nie w formie albumu. Podobnie jak RHCP będą wydawać przez 5 miesięcy jeden 7" vinyl miesięcznie. Drugim sposobem dystrybucji tych dziesięciu piosenek będzie oczywiście Internet. Warto nadmienić, że przy zamówieniu singli na oficjalnej stronie zespołu, w obu przypadkach cyfrowe nagrania dostajemy gratis.

Taka strategia dystrybucji muzyki bardzo mi się podoba. W bardzo ciekawy sposób łączy nowoczesność z oldschoolem. W ogóle jestem entuzjastycznie do niej nastawiony (chyba z sympatii do analogów) Dodatkowo, wierni fani, mogą uzupełnić swoje dyskografie namacalnymi, oryginalnymi (i często limitowanymi) analogowymi płytami, zamiast wirtualnych plików czy nawet płyt kompaktowych.

Na koniec wisienka na torcie! Po zremasterowanej wersji CD z 2009 roku, już 15 listopada do sklepów trafi pełna dyskografia Beatlesów na 180 gramowych longplayach. fakt wznowienia nakładu po remasteringu itd, 50 lat od ukazania się pierwszej twórczości legendarnej czwórki, tylko potwierdza mój argument. Wprawdzie pełny box jest nielada wydatkiem - 1500 zł, ale pojedynczy album wyniesie nas ok. 100 zł, co nie jest strasznie wielką ceną, jak na heavyweight vinyl.

niedziela, 22 lipca 2012

iTunes Match nad Wisłą!


Tegoroczną konferencję WWDC, na której Apple przedstawia nowe produkty i oprogramowanie mamy już za sobą. Tim Cook zapowiedział na niej iOS 6, przedstawił nowe macbooki i poruszył kilka innych tematów. Jednak to na zeszłorocznej, ostatniej prowadzonej przez Steve'a Jobsa konferencji, zaprezentowano usługę iCloud, czyli usługę chmury. I choć od kilku miesięcy usługa jest dostępna również w naszym kraju, to najciekawsza funkcjonalność pozostawała jedynie w zasięgu mieszkańców Stanów. Chodzi oczywiście o iTunes Match.

Kiedy Steve Jobs zapowiedział tą usługę w sieci zawrzało. Wielu dziennikarzy i blogerów komentowało tą funkcje jako kolejny cios (po samym iTunes Store) w rynek fonograficzny. O co tyle krzyku? Otóż iTunes Match jest bardzo ciekawą chmurą muzyczną. W przeciwieństwie do konkurencyjnych rozwiązań (np. Google) nie polega ona na mozolnym wrzucaniu własnych empetrójek do sieciowego dysku, aby korzystać z nich na kilku urządzeniach. Apple skanuje zawartość naszej biblioteki i porównuje ją z zawartością iTunes Store. Każdy utwór, który zostanie rozpoznany przez algorytmy dostaje takie same uprawnienia, jak każdy inny utwór kupiony ze sklepu Apple. W praktyce oznacza to, że niezależnie od źródła muzyki (zgrana z płyt, kupiona w iTunes czy w innych sklepach on-line czy inne), cała nasza biblioteka zostaje "odhaczona" w iTunes Music Store i dostępna za darmo we wszystkich naszych urządzeniach, tj. komputerach, iPhonie, iPadzie czy iPodzie. Oczywiście wszystko ma swoją cenę. Za subskrypcje w iTunes Match trzeba zapłacić €24,99 na 12 miesięcy. Ilość utworów, którą możemy w ten sposób zsynchronizować jest ograniczona do 25 000. Myślę, że niewiele osób ma w swojej bibliotece taką ilość muzyki.

Jaki jest końcowy rachunek? Za niewiele ponad 100 rocznie otrzymujemy usługę, która w łatwy, szybki i przyjemny sposób pozwali nam przenieść naszą muzykę między komputerami czy urządzeniami z iOS. Jak słusznie zauważyło wiele osób usługa pozwala też na "odpiracenie" muzyki ściągniętej z nielegalnych źródeł, ponieważ, jak wspomniałem źródło muzyki nie jest sprawdzane. Szczerze mówiąc jestem zaskoczony tak szybką premierą tej usługi w naszym kraju. Sam sklep muzyczny jest u nas dostępny od niedawna, po wielkich problemach z Zaiksem i wytwórniami muzycznymi. Niektórzy zaczynali wątpić, że zostanie kiedykolwiek otwarty. Myślę jednak, że to świetny krok ze strony Apple i widoczny znak, że gigant z Cupertino coraz poważniej traktuje polski rynek i klientów. A na tym możemy tylko skorzystać

P.S. Przepraszam za niewielką częstotliwość nowych wpisów, ale sesja i wakacyjna praca zbierają żniwo. Życzę przy okazji wszystkim miłych wakacji!

sobota, 23 czerwca 2012

Summertime Muisc is here!

Wysokie temperatury już na dobre zadomowiły się w naszym życiu, kalendarz pokazuje astronomiczne lato i rychłe rozpoczęcie wakacji, więc nie ma lepszego czasu na opublikowanie zapowiedzianej, wakacyjnej playlisty. Poniżej znajduje się alfabetyczna lista (wg wykonawców), a tuż nad nią możecie posłuchać całości z YouTuba. Polecam przejść na YouTuba i tam słuchać playlisty, najlepiej z włączoną opcją shuffle ;)



Fluorescent Adolescent - Arctic Monkeys
Fuck forever - Babyshambles
Dominos - The Big Pink
Foxtrot Uniform Charlie Kilo -  Bloodhound Gang
Shall We be Grateful -  Carpark North
Charlie Brown -  Coldplay
Every Teardrop Is a Waterfall - Coldplay
Talk - Coldplay
Enjoy the silence - Depeche Mode
The Racing Rats - Editors
Like Knives - The Fashion
No Light, No Light - Florence + The Machine
Take Me Out - Franz Ferdinand
Outsiders - Franz Ferdinand
No You Girls - Franz Ferdinand
DARE - Gorillaz
Holiday - Green Day
Ruby - Kaiser Chiefs
Mr. Brightside - The Killers
Human - The Killers
Joy Ride - The Killers
Crawl - Kings of Leon
Junk of the Heart (Happy) - The Kooks
Runaway - The Kooks
Golden Cobra - Limp Bizkit
Time To Pretend - MGMT
Kids - MGMT
Bliss - Muse
Feeling Good - Muse
Hysteria - Muse
Supermassive Black Hole - Muse
Knights Of Cydonia - Muse
Undisclosed Desires - Muse
Popcorn - Muse
Yeah yeah yeah - New Politics
Tres Las - Oedipus
You're Gonna Go Far, Kid - The Offspring
Young Folks - Peter Bjorn And John
Where Is My Mind? - Pixies
In My Head - Queens of the Stone Age
3's & 7's - Queens of the Stone Age
Aeroplane - Red Hot Chili Peppers
Can't Stop - Red Hot Chili Peppers
Throw Away Your Television - Red Hot Chili Peppers
Minor Thing - Red Hot Chili Peppers
Dani California - Red Hot Chili Peppers
Factory Of Faith - Red Hot Chili Peppers
Look Around Red - Hot Chili Peppers
You Only Live Once - The Strokes
Beautiful Day - U2
Seven Nation Army - The White Stripes
Kill the Director - The Wombats
Let's Dance to Joy Division - The Wombats

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Happy End

Wtyki słuchawek - na dole nowe
Minęły tygodnie odkąd mnie pozbawiono moich słuchawek. W końcu strona internetowa, na której sprawdzałem przebieg procesu gwarancyjno-serwisowego uraczył mnie komunikatem o treści: "Proszę się zgłosić do sklepu po odbiór towaru". Niezmiernie ucieszony udałem się do sklepu. Po obowiązkowej odsiadce i oczekiwaniu nie wiadomo na co przez 15 minut, poinformowano mnie, że słuchawek nie dało się naprawić, wobec czego dostanę nowe. Tak w moje ręce trafiło zupełnie nowe pudełko z CX-200'kami. Szybko odpakowałem słuchawki, żeby od razu zacząć z nich korzystać. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że odkąd je kupiłem Sennheiser zdążył wypuścić nowszą generacje. Pierwsza różnica od razu rzuca się w oczy - wtyk został delikatnie przeprojektowany, a właściwie plastikowe zagięcie skrócone i zakończone w sposób chroniący przed złamaniem kabla. Od razu pomyślałem, że pewnie wiele osób miało taki sam problem jak ja. Kolejną zmiana to materiał, z którego wykonano kabel. Zmiana jest dosłownie kosmetyczna, ale wyczuwalna zarówno w dotyku jak i zachowaniu. W obu przypadkach na lepsze. Jeśli chodzi o dźwięk, to nie usłyszałem większych różnic.

Podsumowując, nie dość że otrzymałem zupełnie nowe, zapakowane słuchawki, to w dodatku większość rzeczy na które narzekałem (szczególnie na tym blogu) zostały poprawione. Bardzo cieszy mnie fakt, że Sennheiser dba o swoich klientów i udoskonala swoje nawet najtańsze produkty. To bardzo dobrze świadczy o tej firmie. Ja na pewno po małym zawodzie odzyskałem pełne zaufanie do tej firmy i znów mogę polecać każdemu (nawet najtańsze) jej produkty. Cieszę się, że historia się dobrze skończyła i mam nadzieję, że aktualny model wytrzyma o wiele dłużej niż jego poprzednik ;)

środa, 6 czerwca 2012

Nowe MUSE



Zespół muse umieścił dzisiaj po 14 na YouTubie zapowiedź nowego albumu. Krążek ma nosić tytuł The 2nd Law i ukaże się już we wrześniu!

Ten dwuminutowy filmik wypełniony jest wieloma obrazkami, które dotyczą giełdy, finansów itp. W ostatniej części dostajemy próbkę nowego materiału. Niespodziewanie brzmi ona bardzo... dubstepowo

Trailer wywołał spore zamieszanie i sprawił, że ledwo godzinę po umieszczeniu w internecie hasło muse jest "trendy topic" na twitterze w UK. Oczywiście opinie są podzielone. Na oficjalnej stronie zespołu (muse.mu) oraz specjalnie stworzonej - he-3.mu umieszczony został countdown, który aktualnie pokazuje 102 dni.

Nie wiem jak wy, ale mnie osobiście bardzo podekscytował ten filmik. Już nie mogę się doczekać singla no i premiery we wrześniu :)

EDIT: Dzisiaj zespół ogłosił daty europejskiej trasy koncertowej do grudnia 2012. Tym razem doczekaliśmy się własnego koncertu muse! 23 listopada polscy fani będą mieć okazje zobaczyć zespół na żywo. Jak widać zespół nie zwalnia tempa i dostarcza nam coraz lepszych wiadomości :)

wtorek, 8 maja 2012

Emo-Dubstep


Jeszcze kilka lat temu na ulicach pełno było pseudo-gotyckich, mrocznych nastolatków, z czarnymi przykrywającymi twarz włosami, kolczykami i wszechogarniającym weltschmerzem. Nazywali się emo i słuchali emo. Okolice 2006 to prawdziwy rozkwit tego nurtu. Dziś ustąpił on miejsca innemu, którego w przeciwieństwie do emo nie można go nazwać subkulturą, ponieważ nie niesie ze sobą żadnej ideologii, a jedynie muzykę. A może raczej dźwięki wiertarek, pił i młotów pneumatycznych? Tak, tak. Dubstep. Słyszymy go wszędzie od dobrych kilkunastu miesięcy. Święci triumfy, lansowany przez dżentelmenów, którzy podróżując komunikacją miejską raczą nas nim z pomocą telefonów komórkowych, czy też prowadząc tuningowanego golfa ze spuszczonymi szybami. Naturalnie sąsiedzi z góry również dbają o naszą edukację muzyczną w tym zakresie. Mało kto jednak wie, że z obydwoma tymi skrajnie różniącymi się nurtami jest ściśle związany ten sam człowiek…

Sonny Moore to urodzony pod koniec lat osiemdziesiątych w Kalifornii młodzieniec. Słuchał głównie metalu - w szczególności Korn i Slipknot. W 2004 dołączył do zespołu From First to Last, gdzie śpiewał i grał na gitarze rytmicznej. Nagrał z nimi 2 albumy: Dear Diary, My Teenage Angst Has a Body Count w 2004 roku i Heroine w 2006. Muzykę tą określa się mianem post-hardcore, czy metalcore. Za tymi coraz bardziej  wymyślniejszymi nazwami kryje się to, co przyjęło się nazywać po prostu: emo. Wystarczy posłuchać pierwszego lepszego kawałka na YouTubie, żeby odnaleźć w nim wszystkie charakterystyczne cechy tej muzyki. W 2007 Sonny'emu zaczęły doskwierać problemy wokalne, które zmusiły zespól do odwołania wielu koncertów, a ostatecznie do rozstania się z wokalistą.

Wobec tego Moore zgubił sporą część włosów z lewej połowy czaszki, przywdział Ray-Bany zerówki i rozpoczął karierę solową pod pseudonimem. Zaczęło się od singla i EP-ki "My Name is Skrillex" i wprawione w ruch koło potoczyło się samo. Dubstep został nagle odkryty przez rzeszę ludzi. Oczywiście opinia publlczna się silnie się spolaryzowała. Są więc i tacy, którzy uważają dubstep za szczyt muzycznego kunsztu, słuszny kirunek którym powinna podążać muzyka, ale po drugiej stronie są tacy, którzy nie mogą nawet nazwać tego muzyką, a co najwyżej odgłosami remontu, oraz pragną jak najszybszej śmierci popularności tego gatunku. Bardzo ciężko znaleźć kogoś, kto byłby pośrodku. Sam Skrillex jest uważany za jednego z najlepszych muzyków tworzących dubstep i ogólnie popularnych artystów. W 2011 został wydany najnowszy album zespołu Korn. Płyta bardzo kontrowersyjna, bo stworzona przy współpracy właśnie z m.in. Skrillexem, znacząco odstający od stylu do którego przywykli  fani grupy. Trzeba jednak przyznać, że materiał brzmi ciekawie, a parę utworów zapada w pamięć.

Często używanym argumentem przez "hejterów" jest ten, że DJe tylko włączają PLAY i przeżywają rytmicznie atak epilepsji. Muszę się jednak z tym nie zgodzić. Oczywiście faktem jest, że tacy artyści nie są wirtuozami pianina, gitary czy skrzypiec, ale nie oznacza to, że tworzą muzykę nie mają o niej pojęcia. Naturalnie fakt posługiwania się wyłącznie oprogramowaniem zamiast prawdziwych instrumentów, umniejsza w jakiś sposób artyście i przysparza trudności w nazywaniu go prawdziwym muzykiem. Musimy jednak pamiętać, że fakt używania oprogramowania nie oznacza, że ktoś nie potrafi na jakimś instrumencie grać i jest kompletnym ignorantem. Mimo wszystko nie przekonam się raczej nigdy do takiej, stricte elektronicznej muzyki. Nie oznacza to, że nie mogę szanować, lub chociaż tolerować ludzi, którzy ją tworzą, zamiast bezsensownie hejtować.

środa, 2 maja 2012

Nie-muzyczna telewizja


Początki
Kanał rozpoczął emisję 1 sierpnia 1981 roku od słów: „Ladies and gentlemen, rock and roll”, pokazując astronautę wbijającego flagę z kolorowym logiem MTV w księżyc. Pierwszym klipem wyemitowanym w MTV był The Buggles – Video Killed The Radio Star. Stacja puszczała głównie muzykę rockową bez przerwy, 24h na dobę, którą zapowiadali tzw. VJ’e. MTV niesamowicie szybko zakorzeniło się w popkulturze. W latach 90. telewizja oprócz rocka coraz chętniej puszczała muzykę pop, a także hip hop i R&B. W kolejnej dekadzie prawie całkowicie zrezygnowano z rocka Szybko zaczęły też pojawiać się pierwsze programy rozrywkowe niezwiązane z muzyką.

Zmiany w formacie
To właśnie te programy, skierowane głównie do nastolatków, zaczęły dominować nad muzyką. Doskonale widać to w liczbach. W 2000 roku stacja emitowała ok 8h muzyki na dobę. 7 lat później już tylko 5. Każdy niewątpliwie zauważył zmiany. Kiedyś ludzie narzekali na coraz gorszą muzykę, którą proponowała stacja. Z czasem narzekano na brak jakiejkolwiek muzyki. Stacja niewątpliwie zmieniała format na bardziej rozrywkowy. Duży wkład w taki stan rzeczy miał szybki rozwój Internetu. Dzięki wymianie plików ludzie zyskali nieograniczony dostęp do ich ulubionych teledysków, o którym wcześniej mogli tylko marzyć. Kolejnym gwoździem do trumny z klipami było powstanie YouTube’a w 2005 roku. Teraz dostęp do ulubionej muzyki był prostszy niż kiedykolwiek wcześniej i nie wymagał nawet pobierania klipu. Wystarczyło kilka kliknięć i grała muzyka! Realia się zmieniły. Częstotliwość grania teledysków traciła znacznie na rzecz liczby wyświetleń na YouTubie. Dlatego MTV zaczęło powoli odcinać się od muzyki.

Nowa era
W 2010 roku stacja dokonała ostatniego cięcia, nie pozostawiając złudzeń. Logo zostało przycięto od dołu, czyniąc literę „M” szerszą i przy okazji pozbywając się hasła „music television”. Istontnie stacja przestała być muzyczną telewizją i nie zamierzała tego ukrywać. Produkcje nie najwyższych lotów wypełniły praktycznie całą ramówkę kanału. Oczywiście dziś MTV to nie tylko jeden kanał. To cała korporacja MTV Networks w ramach której nadawanych jest wiele innych stacji: Comedy Central, Nickelodion, CMT, VH1, VIVA i wszystkie odmiany MTV. Na szczęście muzykę dalej możemy znaleźć na takich kanałach jak MTV Rocks (dawniej MTV2), MTV Live HD. Niestety dostępność tych kanałów jest dużo mniejsza niż głównej stacji. Mimo wszystko dobrze, że korporacja pozostawiła jakąś alternatywę dla ludzi, którzy od muzycznej telewizji oczekują muzyki. Są oczywiście i tacy, którzy zadowolą się tandetnymi programami.

środa, 25 kwietnia 2012

Filmowa: O Children


Słowem wstępu
Pisałem już o last.fm jako o świetnym miejscu do odkrywania nowej muzyki, czy odkopywania tej starej i zapomnianej. Wbrew pozorom równie dobrym miejscem do takich muzycznych poszukiwań jest kino. Często jakaś muzyka z filmu pozostaje nam w głowie. I tu rodzi się problem — nie wiemy co to właściwie było. W czasach gdy nie było internetu, mieliśmy nikłe szanse na odnalezienie tytułu. Dziś jest inaczej, ale o tym za chwilę. W filmach często można usłyszeć świetnie dobraną, wartą zapamiętania muzykę. Właśnie tymi pamiętnymi utworami chciałbym się zająć w notkach z tagiem "Filmowa".

Lift up your voice
Pierwszym takim utworem, który ostatnio zadomowił się w mojej głowie dzięki kinematografii jest O Children grupy Nick Cave & the Bad Seeds. Utwór został wykorzystany pierwszej części filmu Harry Potter i Insygnia Śmierci w scenie tańca Harrego i Hermiony po odejściu Rona. Na właśnie ten utwór od razu zwróciłem uwagę pierwszy raz oglądając ten film, choć nie do końca rozumiałem sensowność pozostawienia jej w końcowym filmie. Szybko zrozumiałem, że jest ona dla bohaterów świetną odskocznią od serii niepowodzeń i krótkotrwałą ucieczką od wizji niepewnej przyszłości. Oczywiście okraszona przepiękną, nostalgiczną muzyką. I to właśnie ten utwór nadaje temu momentowi ten świetny klimat. Dodatkowo, w warstwie lirycznej możemy się doszukać kilku analogii do fabuły cyklu HP. To dzieci muszą podnieść głos i stawić czoła wrogowi. Uważam, że utwór został perfekcyjnie dobrany i na pewno zapada w pamięć.

Druga strona medalu
Naturalnie, zawsze są jakieś minusy uzyskania widoczności w taki sposób. W dobie internetu wystarczy wygooglować kilka kluczowych słów dla dowolnej sceny, aby znaleźć powiązany z nią utwór. Jeśli tylko przejrzymy kilka komentarzy na YouTubie, zaraz się zorientujemy, że większość odwiedzających jest tam właśnie z powodu użycia danej kompozycji w jakimś obrazie. Nie byłoby oczywiście w tym nic złego, gdyby nie ludzie piszący, że "ten koleś nigdy by nie był sławny, gdyby nie Harry Potter" itp. W internetowym świecie to codzienność, ale dla ludzi którzy po prostu słuchają danego artysty, jest to co najmniej irytujące. Na szczęście większość osób potrafi docenić po prostu piękno piosenki i cieszyć się, że poznali ją dzięki filmowi.

Podsumowując, uważam że to świetnie poznać kogoś twórczość w taki sposób, ale trzeba pamiętać, że znaczy ona coś więcej niż po prostu kilkadziesiąt sekund soundtracku w produkcji filmowej. Nie można umniejszać jej znaczenia i wielkości patrząc tylko i wyłącznie przez pryzmat danej sceny w filmie. A teraz polecam się pogrążyć w nostalgii na 7 minut z Nickiem :)


Nick Cave and The Bad Seeds — Abattoir Blues/The Lyre of Orpheus

sobota, 21 kwietnia 2012

Myslovitz ≠ Rojek


Trochę niespodziewanie, tydzień po piątku trzynastego i trzy tygodnie po prima aprilis zespół Myslovitz wydał oświadczenie o zmianie składu zespołu. Swoją drogą oświadczenie ciekawie napisane, bo zostają wymienieni wszyscy aktualni członkowie zespołu, a następnie wszyscy, którzy w zespole pozostają. Trzeba dopiero odszukać brakującego nazwiska Rojka. Na facebookowym profilu napisali jednak wprost o "zakończonym rozdziale".

Oświadczenie zamieszczone
na oficjalnym facebooku
Podobno nie było tajemnicą, że w zespole dzieje się źle. Od dawna. Panowie się ponoć nie lubili. Dobrze im się razem grało koncerty, ale to tyle. Pisze w trybie przypuszczający, ponieważ zazwyczaj nie interesuje się prywatnymi sprawami muzyków i dopiero wczoraj przeczytałem takie rewelacje. Można się było więc tego spodziewać. Taki los spotyka wiele zespołów. Nie muszę chyba przywoływać klasycznych przykładów jak wiecznie skłócony Axl i Slash, czy odejście Ozzy'ego z Black Sabbath, czy jeszcze całkiem świeże odejście Johna z RHCP. Taka jest kolej rzeczy. Przecież nie można zmuszać się w nieskończoność do przebywania z ludźmi, z którymi się nie chce przebywać.

Dla fanów jest to oczywiście zawsze cios. Coś, co nie jest łatwo strawić. O ile gitarzysta, czy perkusista jest prosty do zastąpienia, to z wokalistą już nie jest tak prosto. Partii gitarowych można się nauczyć i wiernie je odgrywać, przy tworzeniu nowego materiału można wnieść powiew świeżości do zespołu. Można się do tego łatwo przyzwyczaić i zapomnieć nawet o zmianie np. podczas słuchania płyty). Ale wokal jest na tyle charakterystyczny, że nie da się go podrobić. Nawet nie powinno się próbować! Zespół zapowiedział, że o 22 w Programie Trzecim Polskiego Radia poznamy nowego wokalistę. Cała Polska nastawiła się na odpowiednie fale i czekała. Nowym wokalistą okazał się Michał Kowalonek znany z grupy Snowman. Ciężko mi to w jakikolwiek sposób skomentować... Zobaczymy co przyniesie przyszłość.

Zastanawiam mnie teraz tylko co z tą "ogromną ilością materiału", którą zarejestrował zespół i który miał być kontynuacją poprzedniego albumu? Czy taka zmiana w zespole oznacza, że taki album się nie ukaże? A może ukaże się jako pierwszy album z nowym wokalistą. Na te wszystkie pytania odpowiedzi udzieli nam czas. Mimo wszystko jestem ciekaw jak to będzie wyglądało, choć oczywiście wiadomo "Bez Rojka to nie to samo..."

środa, 18 kwietnia 2012

O jakości i mini zawałach made in china...


Wszyscy to kiedyś przeżywaliśmy. Siedzisz sobie spokojnie w pociągu, autobusie czy tramwaju, cieszysz ucho muzyką, aż tu nagle... mini zawał! Pół pasma gdzieś przepadło w drodze z pamięci flash przez miedziany drucik aż do przetworników w Twoich uszach. Istny koszmar!

Właśnie dzisiaj podróżując Kolejami Śląskimi przeżyłem taki zawał i oblał mnie zimny pot. Zapewne ciekawie się słucha muzyki, gdy wokal, perkusja i bas znika, pozostawiając pełne pole do popisu gitarze, chórkom i wyższym partiom klawiszy. Jednak miło by było, gdybym mógł sam podjąć decyzję czy chcę słuchać muzyki w wersji "kalekie karaoke".

Niestety inaczej zadecydował za mnie los dokonując selekcji instrumentów. Kto przecież potrzebuje ich wszystkich?! Moja pierwsza myśl: "Cholera, gniazdo słuchawkowe!". Standardowo zaczynam kręcić jackiem w gnieździe, żeby znaleźć pozycje, w której będzie grało. W tzw. międzyczasie mój mózg, wsłuchując się w perfekcyjnie odizolowany riff, bombarduje mnie serią obrazków. Widzę miłego pana w iSpocie który informuje mnie, że naprawa będzie wynosić jedyne 100zł, widzie siebie kupującego nowego iPoda itd. Niestety mam wiele ważniejszych wydatków i nie mogę sobie teraz pozwolić na taki luksus, więc wizja nie posiadania odtwarzacza w ogóle, góruje nad resztą.

Kręcąc kablem trafiam na miejsce, w którym wszystko dobrze działa. Szalony pomysł rodzi mi się w głowie! "A może to nie gniazdo, ale kabel od słuchawek?". Pochłonięty ślepą nadzieją sięgam do torby, gdzie mam drugą parę słuchawek i... niestety, dziś zostały w domu. Cholera. Jak pech to pech. Ale przecież mogę podłączyć słuchawki do telefonu i się upewnić, że to nie iPod jest winowajcą, lecz właśnie one! Przepinam kabel, odblokowuje telefon, wchodzę w menu, znajduję ikonę "Muzyka" i widzę... pustkę. Przecież ja nie mam muzyki na telefonie... Ogarnia mnie czarna rozpacz. Zrezygnowany włączam radio, choć wiem że nic nie złapie. Słucham szumów i kręcę kablem. Gdy usłyszałem głośniej więcej szumów, odetchnąłem z ulgą. Słuchawki...

"Magiczny" sposób na pełne pasmo
Okręciłem kabel wokół iPoda i odkryłem po co producent słuchawek umieścił na kablu klips do spięcia kabla (patrz zdjęcie). Słuchając muzyki z kablem unieruchomionym w ten sposób dotarłem do celu podróży. I wtedy naszła mnie refleksja. Dlaczego Sennheiser, firma która specjalizuje się w sprzęcie audio, nie potrafi zrobić słuchawek, których kabel wytrzyma przynajmniej rok? Chyba nie wymagam za wiele? Słuchawki kupiłem zaledwie we wrześniu. I dlaczego firma, która zajmuje się produkcją komputerów, potrafiła wykonać słuchawki, których kabel się nie plącze, a tym bardziej nie łamie a firma która zajmuje się wyłącznie sprzętem dźwiękowym nie? To pozostanie dla mnie zagadką.

Rodzi się pytanie, czy wato płacić więcej za lepszą jakość dźwięku, skoro i tak po kilku miesiącach trzeba będzie zapłacić jeszcze raz? Może lepiej pozostać przy białych słuchawkach producenta, które przeżyły już kilka innych par? Ale dlaczego ma się to odbyć kosztem przyjemności ze słuchania. Nie mógłbym słuchać muzyki ze słuchawek za 20zł, które grają tylko środek i trochę góry, wszystko przesterowując. Z drugiej strony takich słuchawek nie szkoda, wyrzucasz i kupujesz kolejne. Niby 120zł nie jest jakąś wielką kwotą (jak za słuchawki), ale jak to się mówi — na ulicy nie leży. Mam nadzieję, że gwarancja uchroni mnie przed koniecznością kupna innych. Jeśli nie, to pora się chyba rozejrzeć za nową parą... Może KOSS Porta Pro? Macie jakieś propozycje?

piątek, 13 kwietnia 2012

A jednak będzie!


Nie sprawdziły się pogłoski jakoby Coke Live Music Festival miał nie odbyć się w tym roku.
Alter ART czekał wyjątkowo długo na ogłoszenie pierwszych artystów, ale postanowił ogłosić aż trzech na raz! Pierwszym headlinerem będzie zespół The Killers, który po 3 latach wraca na dokładnie tą samą scene. Panowie z Las Vegas zaprezentują już materiał z nowej płyty. Potwierdzono też udział Placebo i The Roots. Kolejnych artystów możemy spodziewać się już wkrótce. Ponadto Alter ART zapowiedział, że festiwalowi będą towarzyszyć imprezy klubowe. Zobaczymy jak to będzie wyglądać, gdy będziemy mieli więcej informacji.

Z innych newsów myślę, że warto dodać, że Green Day, który aktualnie pracuje nad nowym albumem i regularnie wrzuca na YouTube nowe filmiki, postanowił zdradzić nazwę wydawnictw. Tak. W liczbie mnogiej. Okazał się, że Green Day wyda nie jeden, a trzy albumy! Będą nosić kolejno tytuły "!Uno!", "!Dos!" i "!Tré" i ukazywać się odpowiednio 25 września, 13 listopada i 15 stycznia. Dosyć nietypowe rozwiązanie. Nie byłem nigdy wielkim fanem Green Day. W 2004 podobała mi się płyta American Idiot i wciąż mam do niej sentyment. Fajnie słucha się też "starego Green Daya", jak Dookie, Warning etc. Ale na te albumy będę czekać. Zwłaszcza, że członkowie Green Day powiedzieli, że płyty będą nawiązywać muzycznie do płyty Nimrod z 1997 roku. Jestem bardzo ciekaw, co takiego szykuje nam to kalifornijskie trio.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Muzykalny YouTube


YouTube. Większość ludzi kojarzy go jako portal, gdzie możemy pooglądać śmieszne filmiki, na których menele kłócą się z ludźmi, efektownie zderzają się samochody, ktoś je zupę, zwierzęta i ludzie robią dziwne, śmieszne rzeczy itp. Oczywiście nie wolno nam zapomnieć o filmikach z kotami! Duża część użytkowników internetu używa też YouTube'a jako odtwarzacz muzyki. Włączają klip piosenki której chcą posłuchać i zajmują się innymi rzeczami. Z filmików możemy też nauczyć się grać na różnych instrumentach znane riffy, solówki lub całe utwory. Możemy też posłuchać innych muzyków, którzy umieszczają covery znanych piosenek, na których grają i/lub śpiewają. Sporo osób zostało w ten sposób zauważonych w internecie osiągając dużą oglądalność filmików. Jak widać zastosowań muzycznych ten portal ma mnóstwo. Ale na YouTubie ostatnimi czasy pojawił się trend, aby tworzyć zupełnie nową muzykę - jako gwiazda "jutuba". I właśnie dzisiaj zajmę się najbardziej znanymi "muzykami jutuba". Tak żeby skontrastować przedostatni, patetyczny post z cyklu "Analiza i Interpretacja" ;)

Schmoyoho. Tak nazwali się YouTuberzy znani też jako "the Gregory Brothers". To najbardziej znany kanał na YouTubie, który zajmuje się tylko i wyłącznie... przerabianiem ciekawych lub śmiesznych filmików na hitowe "autotunowe piosenki". Możliwe, że nie zdajecie sobie sprawy, ale na pewno słyszeliście kilka ich "kompozycji". Zasłynęli latem 2010 roku, kawałkiem Bed Intruder Song, który wirusowo rozprzestrzenił się po sieci i w astronomicznym tempie zdobywał kolejne miliony wyświetleń. Użytkownikom tak bardzo spodobała się piosenka, że domagali się jej obecności w iTunes. W niespełna miesiąc "singiel" był  już tam dostępny, skąd został pobrany tysiące razy i długo utrzymywał się na pierwszej pozycji w rankingu "Comedy". Amerykańska sieć odzieżowa "Hot Topic" wprowadziła nawet koszulki z podobizną Antoinego Dodsona i sloganem "hide yo kids hide yo wife". Internet oszalał na punkcie piosenek robionych z użyciem autotune'a i tak odkryto potencjał muzyczny wielu filmików na YouTubie. W podobnym czasie ukazała się też Double Rainbow Song, która również zdobyła sporą popularność. Aktualnie kanał co jakiś czas tworzy nowe filmiki. Warte uwagi są jeszcze Reality Hits You HardCan't Hug Every Cat oraz Winning, które jest nominowane do Comedy Awards. Na chwilę obecną schmoyoho umieściło 66 filmików. Stworzyli też aplikacje na iPhone "Songify", która umożliwia tworzenie podobnych piosenek mówiąc lub śpiewając do mikrofonu.

Your Favorite Martian. To poboczny projekt aktualnie najpopularniejszego YouTubera - Ray'a Willaiama Johnsona (blisko 5,5 mln subskrybentów). Stworzył on kreskówkowy zespół grający humorystyczną muzykę. Poziom  i sam humor jest dość specyficzny. Piosenki opowiadają o imprezowaniu, piciu alkoholu, graniu, stalkingu, genitaliach, nerdach i tym podobnych tematach. Niemniej, kanał od samego początku cieszył się duża popularnością, a liczba wyświetleń filmików YFM szybko przerosła liczbę wyświetleń filmików z głównego kanału Ray'a. Zespół składa się z 4 członków. Wokalisty - Puffa, Gitarzysto/keytarzysty - Benatara, Dee Jaya, oraz perkusisty - Axela. Johnson udziela głosu Puffowi. Oczywiście muzyką i animacjami zajmuje się sztab ludzi. Warto jednak wspomnieć, że są to ludzie, którzy pracowali przy takich produkcjach jak "South Park" czy "Family Guy". Po kilkunastu teledyskach zdecydowano się na lifting postaci. Teraz wyglądają bardziej profesjonalnie. Przy okazji uruchomiono też internetowy serial z członkami zespołu w rolach głównych - YFMTS. Ponadto, dwa teledyski są nietypowe, bo nieanimowane. Jeden zrealizowano używając marionetek, drugi - klocków lego (tworząc film w technologi poklatkowej). Kilka najpopularniejszych piosenek: Tig Ol' Bitties, Orphan Tears, Zombie Love Song, Club Villain, Grandma Got a Facebook, 8-bit World. Oczywiście wszystkie są dostępne w iTunes.

Kto jeszcze? Na YouTubie jest niezliczenie wiele ludzi, którzy tworzą, edytują, mixują i coverują muzykę. Warto wspomnieć o kanale Mystery Guitar Man. Stoi za nim tajemniczy Brazylijczyk, który dodaje różne filmiki, czasem bardzo luźno związane z gitarą. O jego popularności świadczy fakt, że jest aż na 15. miejscu jeśli chodzi o ilość subskrybentów. Z Wysp Brytyjskich mamy The Midnight Beast znanych głównie z parodii piosenki Tik Tok Ke$hy. TMB tworzy trójka Brytyjczyków, którzy tworzą także swoje, humorystyczne kawałki.

Czołowi YouTuberzy znani są też z tworzenia tzw. "spoof'ów", czyli właśnie parodii znanych piosenek. Niestety często brak jakiegokolwiek talentu wokalnego im w tym nie przeszkadza. Idealnym przykładem jest iJustine, która raz po raz umieszcza filmiki ze swoimi wersjami piosenek (I Gotta Feeling, Tik Tok, Teenage Dream, She Wolf). Podobnie postępuje Shane Dawson. Wielkim echem odbił się spoof Lady GaGi, Telephone - Dudes version, oraz kolejny spoof GaGi - Douchebag (Judas). Ostatnio Dawson zaczął tworzyć własną muzykę. Tak powstał kawałek Superluv, w którym występuje jako swoje alter ego - emo o imieniu Swith. Muzycznie jest on utrzymany w pop-rockowo-dubstepowym klimacie. Własną muzyke tworzą też inni czołowi YouTuberzy znani jako Smosh. Wydali oni nawet album na iTunes zatytułowany If Music Were Real. Najpopularniejsze kawałki: Legend of Zelda Rap, Firetruck, Parents Suck.

A co z polskim podwórkiem? Chyba każdy zna CeZika. Takie filmiki jak Od tyłu i klasycznie czy Te ostatnie niedziele zyskały sporą popularność. Podobnie jak cover Kings of Leon - Use Somebody. CeZik zajął się też pobocznym projektem, również muzycznym - KlejNuty. Pomysł zaczerpnięty jest oczywiście od braci Gregory - czyli tworzenie piosenek ze zwykłych filmików. O kanale zrobiło się głośno za sprawą prawdziwego hitu - Krzysiu. Dziś cała polska zna i nuci ten udany kawałek. Na fali jego popularności wylansowały się również FolksdojczNauka Miłości i oczywiście Za tyłek. Niestety ten ostatni został zgłoszony i usunięty z oficjalnego kanału, dlatego można oglądać jedynie jego kopie. Kanał KlejNuty okazał się jednak ogromnym sukcesem, możliwe, że nawet większym niż główny kanał CeZika. Czekam tylko na kolejne filmiki!

Podsumowując, na YouTube'a swoje filmiki wrzuca wielu utalentowanych artystów, ale też i ludzie z poczuciem humoru i dużym dystansem do siebie, którzy chcą dostarczyć ludziom rozrywki. Niektórzy próbują śpiewać lepiej, inni gorzej. Ale najważniejsze jest to, że nikt nie traktuje tego jak prawdziwą muzykę, sztukę. Nikt nie aspiruje do miana artysty, a za takie uważają się setki gwiazdeczek pop, które niejednokrotnie katują nas o wiele gorszym chłamem. To jest najważniejsza różnica. Dlatego uważam, że nie powinniśmy do tej muzyki podchodzić poważnie i zastanawiać się czy już całkiem zeszła na psy. Przykład tych YouTuberów pokazuje, że absolutnie każdy może tworzyć muzykę. Kluczowe są jednak motywy jakimi się kieruje. Nie ma nic złego w tworzeniu tego typu filmików. Przecież, w gruncie rzeczy chodzi o dostarczenie ludziom rozrywki, a po to powstał YouTube.

sobota, 31 marca 2012

Koniec ery iPodów?


Rok temu iPod świętował dziesiąte urodziny. We wrześniu będą to już jedenaste. W tym czasie to urządzenie zrewolucjonizowało sposób w jaki słuchamy i kupujemy muzykę. Jako pierwszy pozwolił na noszenie całej swojej dyskografii - tysiąca piosenek - w kieszeni. Świat go pokochał. Miał na was wpływ, nawet jeśli nigdy z niego nie korzystaliście. Był i jest symbolem cyfrowej rewolucji. Dziś patrząc na wykres sprzedaży i popularności tego odtwarzacza, możemy zaobserwować, że nie wspina się on coraz wyżej, a tworzy raczej parabole. Każdy wie, że to sprzedaż iPhone'a i innych smartfonów wchłoneła sporą część sprzedaży iPoda i innych odtwarzaczy. Apple dobrze zdawało sobie sprawę, że tak się. Mimo tego wyszli na tym bardzo dobrze (jeśli nie świetnie), ponieważ aktualnie sprzedaż iPhone'a przewyższa sprzedaż iPodów.

Jak to się zaczęło? W 2001 roku Steve Jobs zaprezentował urządzenie z rewolucyjnym sterowaniem - obrotowym kółkiem, nazwanym scrollwheel (później clickwheel). Rozwiązanie stało się symbolem iPoda i przyczyniło się do sukcesu odtwarzacza. Dziś Apple odchodzi od tego rozwiązania na rzecz ekranów multi-dotykowych. Aktualnie w sprzedaży pozostał tylko 1 model z clickwheelem - notabene iPod Classic. Czy to oznacza koniec ery iPodów? Wszystko na to wskazuje.

Czasy się zmieniły. Dekadę temu nie było smartfonów, a muzyki słuchało się z przenośnych odtwarzaczy na płyty. Dziś większość ludzi woli słuchać muzyki z telefonu. Złote lata iPoda przypadają na lata 2001-2008, kiedy bił rekordy popularności. Jednak popyt na iPody, od wprowadzenia w 2007 roku iPhone'a systematycznie maleje. Rynek się zmienił. Mimo to Apple co rok wprowadzało kolejne, ulepszone wersje swoich odtwarzaczy. Najpierw pojawiła się opcja oglądania zdjęć, plików wideo, dodano radio, nawet kamerę oraz systematycznie zmieniano design. W 2011 po raz pierwszy nie zmieniono praktycznie nic. To jest bardzo wyraźny znak, że iPod zszedł na dalszy plan.

Ja osobiście nie lubię słuchać muzyki z telefonu i go przy tym niepotrzebnie rozładowywać. iPod nano z clickwheelem, własną baterią i szesnastoma gigabajtami pamięci jest dla mnie idealnym rozwiązaniem (choć zaczyna mi owej pamięci brakować). Jest oczywiście dużo ludzi takich jak ja, którzy wolą tak słuchać muzyki i oni będą nadal kupować i używać iPodów. Dla reszty - mam wrażenie, że powoli przechodzi on już do lamusa. Niewątpliwie zapiszą się one mocno na kartach historii. Odpowiadając, więc na pytanie z tytułu - Tak. Era iPodów jest już za nami. Symbol cyfrowej muzyki ustępuje miejsca kolejnej rewolucji. Tzw erze "post-pc" - tabletom.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

U2 - How to Dismantle an Atomic Bomb

czwartek, 29 marca 2012

Symfoniczna eksogeneza


Mało który zespół rockowy pozwoliłby sobie na zamknięcie albumu niemal trzynasto minutową symfonią. Jest to bardzo ryzykowne, ale Muse postanowiło właśnie tak zakończyć ich ostatnią płytę pt. "The Resistance" z 2009 roku. "Exogenesis Symphony" została została podzielona na 3 części, a każdej z nich nadany osobny podtytuł. Spora część słuchaczy na pewno nie docenia piękna tego utworu, który gubi się gdzieś zestawiony z takimi (co tu ukrywać) komercyjnymi singlami jak "Uprising" czy "Undisclosed Desires". Bardzo miłym pomysłem było wydanie osobnej EP-ki, zawierającej tylko "Exogenesis" (na vinylu).

Sam pomysł stworzenia takiej kompozycji i niektóre motywy chodziły Mattowi (liderowi grupy) już od dawna po głowie. Dopiero przy tworzeniu piątego studyjnego albumu, stwierdził, że pora go zrealizować. Słowo exogenesis oznacza astrobiologiczną teorię, że życie powstało gdzieś w kosmosie, poza Ziemią i rozprzestrzeniło się na nią. Ma to wpływ na poprawną interpretację treści.

Wydawać by się mogło, że jak na tak długi utwór jest tu dość mało treści (zaledwie kilka wersów). Jednak muzyka i tekst idealnie opisują historię, przekazując mnóstwo informacji między wierszami. Na dodatek świetnie się tego słucha. Utwór opowiada o zbliżającym się kresie ludzkości, która stara się za wszelką cenę przetrwać zagładę. (Proponuję, włączyć sobie teraz filmik na YouTube pod tekstem, choć i tak pewnie nikomu się nie będzie chciało).

Overture
Pierwsza część oparta jest głównie na orkiestrze symfonicznej. Zaczyna się łagodnie,  do  gry powoli włączają się kolejne instrumenty smyczkowe oraz perkusja. W tej części zrezygnowana ludzkość zdaje sobie sprawę, że cywilizacja ma się ku końcowi i zaczyna akceptować taki stan rzeczy. Oczywiście doszukuje się tu Wyższej siły, woli bożej, która tak zdecydowała i nie da się tej decyzji zmienić. Ludzkość zadaje sobie pytania o cel i pochodzenie życia, sens istnienia. Bardzo wyraźnym momentem jest "why, why, why?", po którym wchodzi świetna gitara. Ostatecznie ludzkość potępia Boga za zagładę ludzkości ("I can't forgive you /and I can't forget"). Kończy się część pierwsza, niemal płynnie przechodząc w drugą.

Cross-Pollination
Ta część rozpoczyna się agresywnym pianinem, które po kilkunastu sekundach staje się wolne i ciepłe. Opowiada o ostatniej szansie ludzkości - grupie astronautów, wystrzelonych w kosmos w celu odnalezienia i zaludnienia innych planet ("Spread, our codes to the stars /You must rescue us all"). Jest to ostatnia deska ratunku dla ocalenia gatunku ludzkiego, z czego wszyscy zdają sobie sprawę. Liczą jednak, że akcja zakończy się pozytywnie. Ufają astronautą, wiedząc, że los ludzkości znajduje się w ich rękach ("We are counting on you /Its up to you"). Wszyscy zdają sobie też sprawę, że astronauci nie będą wstanie powrócić na Ziemię i w razie niepowodzenia zginą jako bohaterowie w kosmosie, dlatego pytają ich o ostatnie życzenie ("Tell us, tell us your final wish? /Now we know you can never return")

Redemption
W tej części astronauci docierają na planetę, która będzie nową Ziemią ("Let's start over again"). Ostatecznie jednak zdają sobie sprawę, że cała ta historia zatacza wielkie koło (stąd exogenesis) i jeśli ludzkość się nie zmieni, to nie przestanie się powtarzać. Mają nadzieję, że tym razem uda im się to powstrzymać. ("And we'll be good /This time we'll get it right"). Wiedzą, że to ostatnia szansa ludzkości na przebaczenie sobie i życie w pokoju ("It's our last chance to forgive ourselves")


Moim zdaniem jest to bardzo piękny "kawał muzyki" i bardzo się cieszę, że brytyjskie trio zdecydowało się go nagrać i umieścić na płytę. Niewątpliwie jest to najważniejszy moment na albumie. Opowiedziana historia jest typowa dla poglądów Bellamy'ego, który lubuje się w teoriach spiskowych, wizjach apokaliptycznych i tego typu sprawach. Pomysł, że życie na Ziemię przybyło z kosmosu nie jest oczywiście nowy, ale w tej formie jest przedstawiony wyjątkowo atrakcyjnie.

Wiem, że dużo ludzi słucha muzyki bardzo biernie, nie zagłębiając się w treści jakie niesie. Szczególnie, kiedy jej tekst nie jest w ich ojczystym języku. Najczęściej wokal traktuje się po prostu jako kolejny instrument, linię melodyczną. Jednak w tym wypadku (jak i wielu innych) żal przejść obojętnie i nie zapoznać się z treścią. Niestety sposób śpiewania (szczególnie w pierwszej części) Matta jest charakterystyczny i nawet "native speakerom" czasem ciężko go zrozumieć. Warto więc wspomagać się tekstem i mimo takich przeszkód zagłębiać dokładniej treści jakie niesie ze sobą muzyka, a nie tylko biernie przepuszczać ją przez uszy. Dziś było trochę patetycznie, ale mam nadzieję, że do przełknięcia ;)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Muse - The Resistance

piątek, 23 marca 2012

Price of gas keeps on rising


Cena benzyny. Na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z muzyką. Ale czy aby na pewno? Tak na prawdę beznyna wpływa na wszystko. Na inflację, ceny każdego artykułu - od cukru po bilet komunikacji miejskiej, od płyty CD po bilety na koncerty. Bo przecież wszystko trzeba dowieźć, przewieźć.. Ale benzyny używamy przecież głównie do napędzania swoich samochodów. A mało kto wyobraża sobie jazdę samochodem bez ulubionej stacji radiowej lub płyty w odtwarzaczu (choć znam aż 3 osoby, które nie posiadają radia w samochodzie; dziwnym zbiegiem okoliczności wszyscy są właścicielami samochodów znanej włoskiej marki).

Ostatnio chodzi mi po głowie ponadczasowy, niesamowicie aktualny utwór z debiutanckiego albumu brytyjskiej grupy Bloc Party, zatytułowany "Price of Gas". Chyba nie muszę mówić dlaczego. Okolice stacji benzynowych nigdy nie były miejscem szczęśliwych, uśmiechniętych ludzi. Ani w 2005 (kiedy album się ukazał), ani dziś kiedy cena paliwa śmiało sięga po kolejne rekordy. Każdy obywatel, każdego kraju niezależnie od tego czy posiada samochód odczuwa skutki takiej sytuacji. Oczywiście nie jest to nic odkrywczego. Nikomu przecież nie trzeba uświadamiać obecnego stanu rzeczy.

Myślę, że dlatego czasem warto spojrzeć na to wszystko z dystansu, żeby nie zwariować. Jako że z natury jestem optymistą i zazwyczaj staram się nie dołować każdą sprawą na tym świecie, zostawiam Was z optymistycznym akcentem Kele'go Okereke'go: "I can tell you how this ends. We're going to win this". Bo w końcu świat idzie do przodu i kiedyś nadejdzie lepsze jutro ; )
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bloc Party - Silent Alarm

środa, 21 marca 2012

Summertime music


Jestem z założenia osobą, która słucha muzyki, tak jak została wydana - albumami. Od "deski do deski". Czasem jednak nachodzi mnie ochota na stworzenie playlisty. Zwykle jest to jakaś tymczasowa lista utworów na jakie mam ochotę, a nie mam czasu (lub ochoty) na słuchanie kilku płyt, na których się one znajdują.

Wszechobecna, ciepła, pozytywna aura wywołała we mnie nieodpartą chęć stworzenia świeżej, lekkiej i pozytywnej playlisty. Zbiór takich utworów, który w każdej sekundzie odtwarzania, będzie krzyczeć: "Jest lato! Idź, zrób coś!". Playlista, która będzie motywowała do działania, dawała chęć życia, ale też idealna do leżenia w słońcu i napawania się chwilą. Coś czego będzie się chciało słuchać idąc pieszo przez miasto, jadąc ze znajomymi w samochodzie, czy nic nie robiąc. Bez klikania next!

I tu liczyłbym na Wasze wsparcie! Zostawcie w komentarzach dowolne tytuły, które właśnie tak wam się kojarzą. Niżej jest lista kilku piosenek, które pierwsze przyszły mi na myśl, żeby uchwycić o jaki feel chodzi (nie o ten z Katowic ;) ). Jestem otwarty na każdą propozycję, z góry dzięki! : D
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

MGMT - Oracular Spectacular

sobota, 17 marca 2012

Spersonalizowane radio

W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, w którym ma ochotę posłuchać czegoś nowego. Każdy potrzebuje chwili odpoczynku od ulubionych artystów i albumów, aby po przewie móc się na nowo nimi zachwycać. Nie muszę chyba mówić, że takie poszukiwania są świetnym sposobem na poszerzenie naszych muzycznych horyzontów i sprawiają, że stajemy się lepszymi ludźmi ;)

Rodzi się pytanie: Gdzie szukać nowej muzyki? U znajomych? Jest to jakaś opcja. Jednak najczęściej kończy się to tak, że dostaniemy od nich kilka niewiele nam mówiących nazw wykonawców, których nam nie będzie się chciało sprawdzić, lub skreślimy je po obejrzeniu pierwszego filmiku na YouTube. Może więc radio? To o wiele lepsze rozwiązanie. Słuchając kilku dobrych rozgłośni możemy odkryć kilka ciekawych, nowych zespołów. Takie rozwiązanie nie jest niestety pozbawione wad. Przede wszystkim jesteśmy zmuszeni słuchać reklam. Po drugie: nie mamy żadnego wpływu na muzykę, która aktualnie jest puszczana. Jeśli jakiś utwór nam się nie spodoba, musimy go jakoś ścierpieć. Oczywiście w obu przypadkach możemy również zmienić stację, ale nie jest to zbyt praktyczne rozwiązanie.

Do takich wniosków doszli też założyciele portalu last.fm, który miał za zadanie rozwiązać te problemy. Powstało więc pierwsze w internecie darmowe, w pełni spersonalizowane radio, które pozwalało nam pomijać nielubiane utwory. Dzięki zapisywaniu historii słuchania oraz informacji o naszych preferencjach muzycznych (jakich wykonawców lubimy słuchać; które utwory lubimy, a które niezwłocznie pomijamy) z każdą minutą słuchania muzyki radio stawało się coraz lepsze i bardziej dopasowane do naszego gustu. Spełniało też podstawową funkcję o której wspomniałem na początku - poszerzanie muzycznych horyzontów. Na podstawie muzyki jakiej słuchaliśmy dobierane były zespoły, których nie słuchaliśmy, ale najprawdopodobniej nam się spodobają. Oczywiście, jeśli coś nam się nie podobało, to mogliśmy kliknąć pomiń. Genialne, prawda? Wkrótce udostępniono też możliwość scrobblowania - czyli rejestrowania informacji o odtwarzanych utworach -  na komputerze lub iPoda (a nie tylko przez radio)

Skąd ten czas przeszły? Ponieważ funkcja słuchania radia była darmowa do 22 kwietnia 2009 r. Od tej pory portal przemienił się bardziej w serwis społecznościowy, na którym mogliśmy się dzielić swoim gustem muzycznym i poznawać ludzi z podobnym. Funkcja słuchania radia pozostała darmowa jedynie w USA, UK i Niemczech. W pozostałych krajach kosztuje $3/£3/€3 miesięcznie. Oczywiście portal oblała, kolejny raz, fala krytyki. Właściciele tłumaczyli, że koszty utrzymywania serwerów rosną i nie są w stanie utrzymać się dłużej z samych reklam na stronie, a nie są w stanie wprowadzić reklam w samym radiu na całym świecie. Udało im się jedynie w trzech ww. krajach.


Jestem użytkownikiem tego serwisu od dawien dawna. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy był on dostępny jedynie po angielsku. Wiadomość o konieczności wykupienia subskrypcji w celu słuchania radia przyjąłem na prawdę gorzko. Przerzuciłem się na słuchanie muzyki normalnie w komputerze, lub tradycyjnego radia. Momentami brakowało mi jednak tej funkcjonalności. Dlatego ostatnio stwierdziłem, że zaryzykuje, wydam te $3 i kupię miesięczną subskrypcje.

Radio działa jak za dawnych czasów. Możemy wybrać stację naszego profilu (tylko artyści których mamy w bibliotece), stację mix (nasza bibioteka + nowa muzyka) lub tylko nowa muzyka. Dodatkowo, dostępne są jeszcze radia wykonawców (muzyka danego wykonawcy + podobna), grup (muzyka, której słuchają członkowie grup) lub na podstawie tagów. Możemy wpisać dowolny gatunek, lub np. "female vocal, alternative rock", lub "classical, piano" lub "80s, british, synth pop". To na prawdę świetna sprawa. Dzięki temu możemy posłuchać muzyki, której nie posiadamy, lub nawet nie wiemy kto jest wykonawcą, ale skądś kojarzymy. Lub przypomnieć sobie starych wykonawców, o których włączeniu normalnie byśmy nie pomyśleli! Po prostu klikamy play i nie musimy już nic robić. Zaczyna grać radio którego chcemy słuchać i które odpowiada naszemu gustowi. Jeśli nie mamy na coś ochoty - pomijamy to. Świetne!

Żeby już niepotrzebnie nie przedłużać. Czy warto wydać te ~9 zł? Na pewno tak. Ale nie ma sensu kupować dłuższej subskrypcji. Przez ten jeden miesiąc będziemy mogli przetestować usługę i przekonać się czy odpowiada naszym oczekiwaniom. Wiadomą rzeczą jest, że w last.fm nie obejmuje całej stworzonej przez ludzkość muzyki. Nie wiem z jakiego faktu to wynika, ale np. kiedy słucham radia last.fm i leci utwór RHCP zawsze jest on z albumu "Stadium Arcadium". Dlaczego? Czyżby last.fm nie posiadało innych albumów? A może to wynik jakichś zatargów z wytwórnią? Niestety tego nie wiem, ale trzeba się liczyć z faktem, że niektórych utworów po prostu tam nie usłyszycie. Pewny jestem natomiast tego, że już po kilu dniach nie będziecie żałować decyzji. A może za kilka miesięcy znów sięgniecie po subskrypcje? 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pink Floyd - The Wall

czwartek, 8 marca 2012

Trzej Królowie z L.A.


Na swoim koncie mają 3 albumy, 2 EPki i hitowy singiel, który mógł wam się obić o uszy. Koncertują po całych Stanach Zjednoczonych, ale udało im się też zawitać do naszego kraju. I to nie raz! W maju odwiedzą nas ponownie.

Oedipus - bo o nich mowa - tworzy trzech panów: Jeremy Haffner - gitara basowa, wokal; Stephen Cohen - gitara i Keith Larsen - perkusja. Nazwa grupy nawiązuje do antycznej tragedii Sofoklesa i jest wynikiem fascynacji Jeremiego mitologią grecką. Bynajmniej nie ma nic wspólnego z ich preferencjami czy przekonaniami. Panowie - jak sami przyznają - inspirują się m.in. Tool, Muse, Coheed And Cambria czy System of a Down. Łamią konwenanse łącząc ciężkie brzmienia z melodyjnością, co wychodzi im na prawdę dobrze.

O zespole zrobiło się głośniej w naszym kraju za sprawą singla Tres Las w 2010 roku. Singiel wyszperali w internecie radiowcy z Eski Rock, zdecydowali puścić go na antenie ...i się zaczęło. W niebotycznym tempie dosięgnął szczytu czołówki i niczym prawdziwy król rozpoczął panowanie. Równie szybko zakorzenił się w sercach słuchaczy, którzy domagali się więcej utworów tria. Okazało się, że  niestety Oedipus wydał tylko jeden album i to jedynie w USA. Radio nawiązało więc współpracę z zespołem, której owocem był radio edit singla Tres Las (ze zmienionym refrenem z "I sing along when I drink in the afternoon" na "I sing along when I listen to eska rock") oraz polska płyty grupy zatytułowana po prostu "Oedipus".


Ja znałem ww. singiel z anteny rozgłośni, ale nie kojarzyłem go z nazwą zespołu. Z twórczością grupy zapoznałem się dość nietypowo. Czekając na lekcję w liceum (nauczyciel się spóźniał dobre 10 min) odebrałem telefon z zastrzeżonego numeru. Okazało się, że dzwoni Michał Cieślik z Eski Rock, który oznajmił, że w zamian za głosowanie otrzymuje: wejściówkę na 6. urodziny radia, koszulkę, smycz i właśnie płytę Oedipus. Sam zespół był też główną gwiazdą owej imprezy. Paczka dotarła dzień przed imprezą. Ledwo zdołałem się zapoznać z zawartością krążka i musiałem wyruszyć do Warszawy. Od tego czasu darze ich sporą sympatią i często wracam do ich płyty.

Kolejny występ formacji odbył się w 2010 na Warszawskich Ursynaliach obok takich gwiazd jak Korn czy Simple Plan. W tym roku zespół miał pojawić się u nas aż trzykrotnie. Miał, bo niestety 2 klubowe występy w Katowicach i Warszawie odwołano i pozostał tylko jeden event - "Szczecin Baltic Rock Meeting". Bilety do Katowic już prawie kupiłem, gdy odwołano, a do Szczecina mi nie po drodze, więc nie będzie mi dane zobaczyć kalifornijczyków w tym roku. (Choć krążą plotki, że mogą być zaproszeni na tegoroczne, ósme urodziny Eski Rock)

Jak wspominałem kilka postów niżej, panowie zapowiedzieli też nowy album. Krążek będzie nosił tytuł "Vicious Little Smile" i ukaże się już 13 marca. Niestety nadal nie potwierdzono jego premiery w Polsce i nie wiadomo czy i kiedy się on ukaże na płycie CD. Na pocieszenie warto dodać, że album jest dostępny wyłącznie w Polsce już od 25 stycznia w iTunes Store za jedyne €4,99. Osobiście wolę posiadać płytę fizycznie, ale zakupy w iTunes też nie są mi straszne :)

Wydanie płyty 2 miesiące przed premierą tylko w Polsce, czy fakt, że z krajów europejskich panowie byli tylko u Polsce, nasuwa jedyny wniosek - Panowie polubili nas z wzajemnością. Jeśli więc lubicie poszerzać swoje horyzonty, szukać w muzyce czegoś nowego i świeżego, to na pewno warto się zainteresować Oedipusem. Tym bardziej, jeśli lubicie Muse, SOAD lub Tool. Inspiracje tymi zespołami momentami nieźle słychać. Świetny wokal, mocny bas z ciekawymi efektami to niewątpliwie atuty tego zespołu. Co wy o nim sądzicie? Sprawdźcie singiel Tres Las niżej :)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oedipus - Oedipus

piątek, 2 marca 2012

Zwykła gra, czy wirtualny nauczyciel?


Niedawno wspomniałem o postanowieniach noworocznych i o oszałamiająco długim okresie w jakim staramy się w nich wytrwać. Na pewno każdy z Was przechodził kiedyś taki okres, kiedy to postanowił nauczyć się grać na gitarze (niekomicznie z okazji nowego roku). Zazwyczaj zapał do nowego hobby mijał tak szybko jak się pojawił i instrument lądował w kącie lub piwnicy.

Stąd tak ogromny sukces gier z serii "Guitar Hero". Chyba każdy grał w tę grę, a przynajmniej o niej słyszał. Przypomnę, że rozgrywka polega na wcieleniu się w postać rockmana i symulowania gry na gitarze, za pomocą plastikowego kontrolera imitującego ów instrument. Ogromnym plusem był właśnie fakt korzystania z tego kontrolera, a nie prawdziwej gitary, dzięki czemu gracz mógł nie mieć pojęcia o grze na gitarze i mimo to błyskawicznie zacząć "odgrywać" znane riffy, popularne akordy i szybkie solówki. Gra jednak była typową zręcznościówką i prócz rozrywki oraz poszerzenia horyzontów muzycznych, nie rozwijała w nas żadnych umiejętności muzycznych.

Do teraz.

W połowie października ubiegłego roku Ubisoft wypuścił nową grę muzyczną - Rocksmith. Czym różni się ona od GH? Kluczowym elementem - gitarą. Do gry nie używamy plastikowego substytutu gitary, lecz prawdziwej, elektrycznej gitary. A to olbrzymia różnica. Zasada gry pozostaje niezmienna - wybieramy utwór i trafiamy w odpowiednie nuty na podstrunnicy. Tyle, że tutaj nie mamy do dyspozycji 5 kolorowych nuto-min, a 6 strun z minimum dwiema oktawami. Od razu nasuwa się pytanie: Po co kupować tą grę, skoro na gitarze mogę grać bez niej? Powód znajduje się dwa akapity wyżej.


Gra dostarcza nam mnóstwo rozrywki i inteligentnie dostosowuje się do gracza. Oczywiście każdy doświadczony gitarzysta świetnie odnajdzie się we grze, ale co jeśli moim jedynym kontaktem z gitarą była owa przygoda z "Guitar Hero"? Wtedy zostaniemy przeprowadzeni krok po kroku od podstaw gry na gitarze, przez strojenie, po różne techniki gry. Przejdziemy też cykl mini-gier, które nauczą nas np. szybko i dobrze kostkować. Więc, jeśli dopiero marzysz o opanowaniu sztuki grania na gitarze - ta gra jest dla Ciebie! Jeśli umiesz już co nieco, a chciałbyś pograć z akompaniamentem prawdziwych instrumentów i rozwinąć się jeszcze bardziej - ta gra jest dla Ciebie!

W grze nie wybieramy poziomu trudności, ale tak jak wspomniałem - zostaje on dopasowany do naszych umiejętności i zwiększany wraz z naszym postępem. Na początku grami kilka nut starając się odegrać linie melodyczną, by na końcu zagrać partię gitary dokładnie tak jak na albumie.

Ogromnym atutem gry, jest bez wątpienia setlista, tudzież soundtrack. Na pewno każdy znajdzie tu jakiś ulubiony utwór i całą masę dobrze znanych hitów. Autorzy podkreślają, że piosenki były bardzo starannie wybierane, tak aby były nie tylko znane i przyjemne do słuchania, ale przede wszystkim, aby się je dobrze i ciekawie grało! Nie ma mowy więc o monotonii, czy nudnych piosenkach. Tu każdy utwór jest wyzwaniem i aż chce się go grać!


Kilka najbardziej znanych tytułów: Blur - Song 2, Franz Ferdinand - Take Me Out, Kings of Leon - Use Somebody, Lenny Kravitz - Are You Gonna Go My Way, Muse - Plug In Baby, Nirvana - In Bloom, Pixies - Where is My Mind, QOTSA - Go With The Flow, Radiohead - High And Dry, RHCP - Higher Ground, The Rolling Stones - (I Can Get No) Satisfaction, The White Stripes - Icky Thump. To tylko część tych najbardziej znanych, a uważam, że są to wręcz genialnie dobrane kawałki z wielu nurtów szeroko pojętej muzyki Rockowej. Pełna lista utworów dostępna tutaj.

Gra jest dostępna w sprzedaży na konsole Xbox 360 i PlayStation 3 od października 2011, natomiast premiera wersji na PC-ty zapowiedziana jest na ostatniego maja tego roku. W internecie można ją kupić na ok. 400 zł. W zestawie otrzymujemy płytę z grą i specjalny kabel do gitary, bez którego nie można grać. Jeśli nie posiadasz jeszcze gitary to musisz ją kupić osobno, co też pociąga za sobą pewne koszty.

Ja niestety nie miałem jeszcze okazji zagrać w grę osobiście i przekonać się na własne oczy jak to wszystko wygląda w praktyce. Wnioskując jednak po opiniach innych graczy na YouTubie wszystko jest w porządku. Myślę, że jest to ciekawa pozycja, która oprócz dostarczania rozrywki i dobrej muzyki, rozwija w nas prawdziwe umiejętności. Dlatego czekam na wersję na PC ;) A co wy myślicie o tej grze? Słyszeliście o niej? Graliście już w nią? Odpowiedzi zostawiajcie jak zwykle w komentarzach ;)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pixies - Surfer Rosa

środa, 29 lutego 2012

Festiwalowe lato '12


Siarczyste mrozy powoli odchodzą w zapomnienie i choć nie jest jeszcze zbyt ciepło, to pierwszy podmuch wiosny mamy już za sobą. Taka aura od razu przywiodła mi na myśl wakacje i festiwale, które się się z nimi kojarzą. Właśnie w tym czasie - przedwiośnia - ogłaszane jest wiele zespołów, które zaszczycą nas swoją obecnością w nadchodzących miesiącach. Oczywiście kompletny line-up każdego festiwalu poznamy krótko przed jego rozpoczęciem (czyli w większości przypadków na początku lata), ale myślę, że już teraz warto się przyjrzeć zapowiedziom, aby móc już zacząć odkładać pieniądze.

Wielkim rozczarowaniem, jeśli chodzi o tegoroczne letnie festiwale, jest oczywiście rzekomy brak Coke Live Music Festival. Taki stan rzeczy jest podobno spowodowany wydatkami na Euro 2012. Chodziły jakieś plotki, że AlterART rozważa przeniesienie festiwalu do innego miasta, ale już rok temu mieli zmienić lokalizację i nic z tego nie wyszło, więc pewnie i w tym roku będzie podobnie i festiwal się nie odbędzie. (Ale czy na pewno? Zobaczymy)

Natomiast, na pewno odbędzie się jeden z najważniejszych festiwali w tym kraju, również organizowany przez AlterART, czyli Heineken Open'er Festival (4-7.07.12). Pierwszym zapowiedzianym headlinerem jest Björk - ta informacja na pewno ucieszyła sporą rzeszę fanów tej artystki. Kolejną gwiazdą imprezy będzie niewątpliwie szkocka grupa Franz Ferdinand. Poza tymi dwoma ogłoszono jeszcze kilkoro innych wykonawców, m.in. Bat for Lashes, Bon Iver, Friendly Fires. Czekam z niecierpliwością na resztę artystów, bo coś mi mówi, że pan Ziółkowski ma jeszcze kilka ciekawych zespołów w zanadrzu.

Ostatni z festiwalowej trójcy AlterARTu - Selector Festival (1-2.06.12) nie został odwołany - mimo, iż również odbywa się w Krakowie :). Jest on bez wątpienia najbardziej 'alternatywny' z tych trzech i fani tej muzyki na pewno cieszą się z zapowiedzianych artystów i kupują bilety. To nie do końca moje klimaty, ale myślę, że festiwal jest wart wzmianki. Potwierdzonymi już artystami są m.in: Magnetic man, Hadouken, Totally enormous extinct dinosaurs, Niki & the dove.

W tym roku odbędzie się też pierwsza edycja Impact Fest (27.07.12). Ten festiwal rzeczywiście wchodzi na "rynek" z impetem. Odbędzie się on w stolicy na lotnisku Bemowo. Pierwszą zapowiedzianą gwiazdą jest zespół Red Hot Chilli Peppers, a będzie to ich ledwie drugi (w prawie 30-letniej karierze) koncert w naszym kraju. Niedawno organizatorzy potwierdzili również występ drugiego zespołu - Kasabian, który również jest w naszym kraju znany i dość sławny. Ciekawe jakie jeszcze niespodzianki szykują dla nas organizatorzy. Na razie wszystko zapowiada się świetnie. Wszystko - poza ceną. Niestety 200/300 zł za miejsca na płycie/Golden Circle to dość sporo jak na jednodniowy festiwal, nawet z RHCP.

Jeśli mówimy o festiwalach, to niemożna zapomnieć o Woodstocku (2-4.08.12)! Na tegoroczną, osiemnastą edycję festiwalu Jurek Owsiak ściągnął jak zwykle dobrych artystów. Na dzień dzisiejszy jeszcze większości nie ogłoszono, ale już warto wspomnieć o takich zespołach jak Machine Head, Ministry czy Anti-Flag. Czekam na ogłoszenie reszty, bo tegoroczny "przystanek" ma predyspozycje znów mieć bardzo dobry line-up.

Z innych ciekawych eventów warto jeszcze wspomnieć o Rock in Summer (Warszawa, 20.06 - Rise Against, 15.08 - Korn), Jarocin (20-22.07 np. Against me), Koncert Coldplay (Warszawa, 19.09), Orange Warsaw Festival (Sierpień, TBA) czy OFF Festival (Katowice, 3-5.08, Atari, Teenage Riot, Converge, Shabazz Places).

To tylko kilka najważniejszych festiwalów w naszym kraju. Jestem pewien, że będą one zapowiadać się jeszcze atrakcyjniej, gdy zostanie ogłoszona reszta artystów. Jednak w związku z kosztami które trzeba ponieść, warto już dziś się zastanowić, na jakie imprezy chcielibyśmy jechać i zacząć odkładać pieniądze. Pozostaje nam tylko czekać cieplejszych dni i dać się ponieść fali muzyki. Na pewno jest z czego wybierać w tym roku :)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Coma - Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków

niedziela, 26 lutego 2012

Na jakie albumy czekam w 2012?


Powoli dobiega końca drugi miesiąc nowego roku. W grudniu przekonamy się, czy tak jak zapowiadają interpretatorzy kalendarza majów - ostatniego. Mamy szczęście, że jest to rok przestępny! Zawsze to jeden dzień więcej!

Ale żarty na bok. Wraz z przyjściem nowego roku stawiamy sobie nowe wyzwania, oczekujemy zmian, lub czekamy na jakieś ważne wydarzenia. Niektórzy próbują wytrwać w postanowieniach noworocznych (do teraz już chyba większość wymiękła), niektórzy wyczekują 18 urodzin, przygotowują się do matury, szykują się na euro etc. Ja osobiście zawsze z okazji nowego roku mam na uwadze nadchodzące premiery płytowe. Z tego powodu zamieszczą tutaj subiektywną listę nowości płytowych na które warto czekać w roku 2012.
_________________

Myslovitz - Brak tytułu
Po wydaniu "Nieważne jak wysoko jesteśmy..." w maju 2011r. grupa z Myslovitz oznajmiła, że ma jeszcze dużo dobrego materiału, którego nie wydali na tej płycie. W związku z tym chłopaki zapowiedzieli, że ukaże się on na swoistej kontynuacji w roku 2012. Mam nadzieję, że ten album będzie równie dobry, ponieważ poprzednik był znakomity. Niestety jakiekolwiek daty nie są jeszcze znane.

The Killers - Battle Born (tytuł roboczy)
Kiedy zespół zawiesił działalność, a Brandon Flowers rozpoczął działalność solową, fani zaczęli się zastanawiać, czy to koniec ich twórczości pod szyldem "The Killers". Obawy okazały się niesłuszne, ponieważ zespół pracuje intensywnie w studiu nad nowym albumem. Płyta będzie już czwartą w dorobku grupy, po "Day & Age" z 2008 roku. Muzycy zapowiedzieli, że będzie ona bardziej gitarowa niż poprzednik. Pozostaje nam tylko czekać na wyniki ich pracy.

Oedipus - Vicious Little Smile
Ciekawe, alternatywne trio z Los Angeles, które ma na koncie już jeden album wydany w naszym kraju (z hitem "Tres Las") zapowiedziało - już na 13 marca - nowy album! Co ciekawe, album dostępny jest już od 25 stycznia tylko i wyłącznie poprzez iTunes Poland. Ja osobiście czekam na wydanie fizyczne, choć kusiła mnie perspektywa zakupu tego albumu już miesiąc temu. Więcej o samym zespole i ich muzyce już wkrótce!

Muse - Brak tytułu
Muse zakończywszy trasę koncertową występami na festiwalach Leeds i Reading (i kilkoma koncertami w Rosji), ogłosiło krótką przerwę i powróciło do studia. Wyniki tej pracy mamy podobno poznać już tej jesieni. Na razie trudno przewidzieć w jakim kierunku zespół pójdzie tym razem. W wywiadach muzycy zdążyli już powiedzieć, że nowy album będzie "radykalnie inny". Co to znaczy? Po tych chłopakach możemy się spodziewać na prawdę wszystkiego. Pozostaje nam czekać na premierę. Osobiście mam też nadzieję, że za rok będziemy mogli ten zespól w końcu zobaczyć w Polsce na samodzielnym koncercie.

Green Day - Brak tytułu
Zespół Green Day zaczął ostatnio dodawać filmiki na YouTube pokazujące ich ciężką pracę w studiu. Po średnio udanym następcy "American Idiot" nie spodziewam się cudów po tym zespole. Z resztą i tak wspominam o nim już właściwie tylko z sentymentu do tej właśnie płyty i wcześniejszych albumów, których słuchałem w okolicach 2004 roku. Niemniej, jestem ciekaw co takiego wyjdzie chłopakom i czy będzie to lepsze od "21st Century Breakdown"z 2009 roku.

Metallica - Brak tytułu
Metallica z kolei może się pochwalić udanym powrotem. Wydany w 2008 "Death Magnetic" został przyjęty dość ciepło mimo narzekań na jakość nagrań (została wysłana nawet stosowna petycja, aby zespół nagrał materiał od nowa i wydał album ponownie).  Co prawda w 2011 został wydany album LULU ze współpracy z Lou Reedem, ale tego projektu nie można wliczyć do dyskografii Metalliki. Muzycy potwierdzili, że pracują nad nowym materiałem i że ukaże się on jeszcze w tym roku. Mam przeczucie, że album powtórzy lub nawet przebije sukces "Death Magnetic". Pozostaje czekać cierpliwie i trzymać kciuki.
_________________

To dosłownie kilka albumów, na których premierę czekam. Oczywiście w tym roku wyjdzie jeszcze mnóstwo świetnych albumów (np. The Cranbarries, jeszcze w lutym), ale nie o to chodzi, żeby wszystkich zanudzić metrami tekstu. A na jakie płyty wy czekacie? Odpowiedzi możecie pozostawić w komentarzach.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Florence + The Machine - Ceremonials

piątek, 24 lutego 2012

This Modern LP's


iTunes Music Store - najpopularniejszy na świecie sklep z cyfrową muzyką. W USA otwarty w 2003 roku, do Polski zawitał pod koniec września roku ubiegłego. Od tego czasu zakupiłem poprzez niego tylko jeden singiel, ale ostatnio dałem się skusić na pełen album i to w specjalnej edycji - iTunes LP.

Co to takiego iTunes LP? To nic innego, jak próba przeniesienia w cyfrowy świat doświadczenia związanego z słuchaniem albumu w fizycznej formie, czyli na CD lub właśnie Longplay'u (vinylu). Zamiast poligrafii i wszystkiego, co towarzyszy krążkowi, otrzymujemy interaktywne menu z tekstami piosenek i dodatkową zawartością.

Album, na którego zakup się zdecydowałem nosi tytuł "The Wombats Proudly Present ... This Modern Glitch" grupy The Wombats. Do zakupu zachęcił mnie wyżej zamieszczony filmik, który pojawił się na moim News Feedzie na facebooku, oraz siostra ;). Trzeba przyznać, że bogata zawartość w połączeniu z niską ceną dobrze zachęca do zakupu już na początku, ale do rzeczy.


Oprócz 10 utworów (wraz z tekstami) znajdujących się na regularnym wydaniu płyty otrzymujemy jeszcze 12 B-sideów, 12 remixów singli, 4 wersje akustyczne singli (audo i video), 6 teledysków, making of albumu, wywiad z zespołem i nagranie z "launch party". Do tego interaktywna galeria zdjęć. Całość "waży" 1,70 GB, a wszystko w cenie €7,99 (£5,99).

Muszę przyznać, iż mimo nie uważam się za fana tego zespołu, to nie żałuje i jestem zadowolony z zakupu. Album kosztuje w popularnych sklepach muzycznych 60-70 zł w podstawowej wersji. Tu za połowę ceny dostajemy dużo więcej i to nie wychodząc z domu.


Menu zostało utrzymane w stylistyce albumu i przeglądając zdjęcia czy teksty piosenek można odnieść wrażenie, że przeglądamy książeczkę dołączoną do tradycyjnego kompaktu. Jeśli chodzi o bonusową zawartość, to b-sidey są ciekawe i nie odbiegają jakością od oryginalnych utworów z płyty. Wersje akustyczne, nie są co prawda stricte akustyczne, ale są ciekawą interpretacją singli. Materiały wideo są dobrej jakości (850x350) i dostarczają wielu interesujących informacji dla fanów. Dobrze się ogląda teledyski i ich "making of'y".


Podsumowując. Dobry album w bardzo dobrym wydaniu u przystępnej cenie. Jeśli ktoś go już posiada, a jest wielkim fanem, to warto rozważyć zakup ze względu na bonusy. Jeśli zaś nie posiada, a lubi czasem posłuchać brytyjskiego indierocka w klimatach np. the Kooks to jest to pozycja warta zainwestowania i godna polecenia.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

The Wombats - The Wombats Proudly Present ... This Modern Glitch

wtorek, 21 lutego 2012

Trochę przywitań


Witam na moim blogu! Nazywam się Przemek Żak. Mam 20 lat, studiuję dziennikarstwo i komunikację społeczną na UE w Katowicach.

Blog ten będzie poświęcony muzyce i wszystkim co z nią związane.
Możecie się spodziewać informacji o nowych ciekawych płytach, koncertach, festiwalach etc. Będę też przypominał stare, dobre albumy i przedstawiał ich nowe wydania.
Spodziewać się też możecie relacji z wydarzeń kulturowych (głównie ze śląska, ale i całej Polski).
Znajdzie się również miejsce na subiektywne komentarze i opinie na tematy luźno powiązane z muzyką.

Mam nadzieję, że znajdziecie tu ciekawe informacje, komentarze i przypomnicie sobie lub odkryjecie ciekawe płyty. Na końcu każdego postu znajdzie się sekcja "album na dzisiaj", w której będę polecał album warty przesłuchania. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

The Offspring - Rise and Fall, Rage and Grace